Fot. Wikimedia Commons, Adam Kliczek|CC BY-SA 3.0 

Niniejsza treść jest opracowaniem (…) oryginalnego artykułu za zgodą wydawcy kpalys.blogspot.com (Autor: o. Krzysztof Pałys)

Spędziłem tydzień u mniszek, żyjących pustelniczą duchowością kartuską.

Jedzenie i mieszkanie w samotności. Żadnych rozmów i odwiedzin, a jedyne słowa to te które wypowiadane były podczas wspólnej mszy świętej oraz na jutrzni i nieszporach.

Piękny, minimalistyczno-ascetyczny kościółek, w którym znajduje się zaledwie kilka ikon i surowy ołtarz wykonany z kamienia. Żadnych zbędnych dodatków, które mogłyby rozpraszać, odwracając uwagę od tego co najważniejsze.

Na początku nadmiar ciszy sprawia, że można się poczuć zdezorientowanym. Człowiek zaczyna się zachowywać jakby był na detoksie.

Trzeba przecież coś zrobić użytecznego, sprawdzić wiadomości, włączyć telefon, odpisać na smsy, odebrać zaległe połączenia, oddzwonić, napisać obiecane artykuły, przygotować najbliższą konferencje, adwentowe rekolekcje…

Powtarzałem sobie: „Wytrzymać”.

Kiedy jednak uda się przetrwać, zaczyna się inny rodzaj postrzegania.

Gdy znika nadmiar słów, niepotrzebnych gestów, sztucznie wynegerowanych potrzeb, gdy nie trzeba borykać się ze stosem wymieszanych i niepowiązanych ze sobą informacji i opinii

to wówczas zaczynasz zauważać coś dziwnego.

Nie trzeba być na bieżąco, lepiej żyć życiem, które zostało dane. Ono jest ważne. Bez zbędnych pouczeń, wyjaśnień, tłumaczeń, zastanawiania się co „myślą wszyscy”.

Tylko w samotności można być w pełni sobą. W kontakcie z ludźmi zawsze odgrywamy jakieś role.

Móc żyć, choć przez kilka dni, tak jak chce Bóg – życiem samotnym i wolnym, niezwiązanym, nic nie zyskując i nie tracąc, niczego nie musząc wyjaśniać.

Samotność pomaga odkryć coś jeszcze. Wbrew temu co uczą nas w szkołach,

najgłębszym poziomem porozumienia wcale nie jest komunikacja, lecz komunia. A ona zawsze jest poza mową i pojmowaniem.

Autor: o. Krzysztof Pałys, dominikanin

Pomóż świadczyć - Poleć znajomym!