Fot. 2ryby.pl

Autorem recenzji jest Magdalena Urbańska, pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, marka dwóch synów. Autorka blogów i artykułów na portalach katolickich (www.magdaurbanska.blogspot.com; niezawodnanadzieja.blog.deon.pl)

Wydawca zapewnia, że można przeczytać tę lekturę w jeden wieczór. Pomyślałam, że podejmuję się tego wyzwania, sprawdzam! Czy się to udało? Nie, czytałam tę książkę cały grudzień. Czy czuję się nabrana i nabita w butelkę? Ani trochę, bo osobliwe przypadki ks. Maliny niesamowicie umiliły mi grudniowy czas.

Być może ktoś przeczytał wszystkie opowieści ks. Mirosława Malińskiego na jednym wdechu. Mnie nie udało się tego dokonać, bo przystawałam co jakiś czas by nabrać głębiej powietrza, spojrzeć na to co czytam z pewną dozą dystansu i spróbować odnaleźć w tym swoje spojrzenie.

Rozsypane puzzle. Osobliwe przypadki ks. Maliny to lektura pod wieloma względami wyjątkowa. Znam autora, charyzmatycznego kapłana, z jego wcześniejszych publikacji, jednak to co dostałam do ręki w tej niepozornie małej książce bardzo mnie zaskoczyło.

Ks. Maliński tłumaczy się we wstępie co spotka nas na kolejnych stronach i dlaczego będzie wyglądać to właśnie tak. Z nieukrywaną prostotą i szczerością zaprasza nas do swojego świata. Tak jak go pamięta, odczuwa i postrzega. Poznajemy człowieka – księdza, przyjaciela, syna i brata. Osobę, która potrafi wyprowadzić z równowagi nawet kardynała.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:

Siedemdziesiąt kilka oddzielnych opowieści. Jedne bardzo krótkie, jakby rzucone mimochodem. Inne zajmujące kilka stron, bardzo szczegółowe. Pomieszane chronologicznie, bo nie jest to autobiografia autora, ale zapis jego wspomnień, porozrzucany jak rozsypane kostki domino. Zapis, którego zdecydowanie nie da połączyć się w jedną opowieść, ale ma w sobie ogromną wartość – poznajemy prawdziwego człowieka, jego serce i spojrzenie, zaglądając mu przez ramię do wspomnień, przygód, jego refleksji.

Niektóre z tych opowieści niesamowicie mnie rozbawiły, np. ta, w której autor opisuje zwierzęcą krew kapiącą z walizek w pociągu; czy ta, w której opowiada jak w seminarium spał pod okienną zasłoną, bo nie miał własnej kołdry. Trzeba przyznać, że przygód, które bawią w tych opowieściach nie brakuje. Jednak w to co śmieszne, autor idealnie wplata treści poważne i trudne. Opowiada o trudach swojego dzieciństwa, gdy spotykał ludzi głodnych i brudnych; czy te już z późniejszego czasu, gdy zbyt mocno ufał ludziom, którzy go okradali i oszukiwali. Zdradza nam kulisy swojego powołania i pracy w roli duszpasterza studentów. Pokazuje siebie nie zawsze pozytywnie, ale szczerze. Z szeroko otwartymi ustami czytałam o jego starciach z kardynałem, mówiąc podczas lektury do samej siebie „ależ Malina ma tupet!”.

Czy możemy powiedzieć, że autor pokazuje nam siebie w całości, zawsze prawdziwie i w pełni? Pewnie nie, wszak to tylko urywki, skrawki rzeczywistości, wiele lat spisanych w niespełna trzystu stronicowej opowieści. Skrawki to dobre określenie dla tego, co dostajemy do ręki jako czytelnicy. Przyznać trzeba, że prostota i szczerość autora budzą w stosunku do niego ogrom ciepła, zaufania i sympatii.

Czy odnalazłam w tych kawałkach historii coś więcej niż opowieści kapłana, którego nigdy nie było dane mi spotkać na żywo? Tak, w jakiś sposób zobaczyłam w tych opowieściach samą siebie. Czytając o sytuacjach trudnych i tym, jak autor sobie z nimi radził (bądź nie dawał sobie z nimi rady!), czułam, że spotykamy się gdzieś po drodze i idziemy nią wspólnie. Autor czasem mnie rozbawiał, innym razem irytował, bądź wprowadzał w pewien rodzaj głębokiej zadumy nad sensem pewnych wydarzeń i ich skutków w codzienności.

Być może i można te opowieści pochłonąć w jeden wieczór, jednak spotkanie z ks. Malińskim warte jest tego, by zatrzymać się przy nim na dłużej. Może wyjść z tego niezła gratka, bo wobec jego szczerości nie da się przejść obojętnie. Gdzie nas, czytelników, to zaprowadzi? Nie wiem.

Autor recenzji: Magdalena Urbańska

WIDEO PROMOCYJNE KSIĄŻKI:

Pomóż świadczyć - Poleć znajomym!